Nałęczów na niedzielne popołudnie
Wróciłam z Lednicy o 6:00 nad ranem w niedzielę. Wyglądałam i czułam się okropnie. Miałam szczęście, że zaraz po wyjściu z busa i przejściu na przystanek udało mi się złapać autobus. Pojechałam aż na końcowy, skąd do domu mam jeszcze 10 minut drogi piechotą. Na co dzień to chodzenie nie sprawia mi większej przyjemności.
Niedzielny poranek to jednak zupełnie co innego. Nie jeździ ani jeden samochód, nie widać żywej duszy, za to słychać całą gamę ptasich śpiewów. To był bardzo przyjemny spacer :)
Wszyscy spali, kiedy po cichutki weszłam do domu. Zostawiłam tylko rzeczy w pokoju i następne kroki od razu skierowałam do łazienki i wanny. Ciepła kąpiel? Marzyłam o niej, ale bałam się, że w niej zasnę. Ciepły prysznic musiał wystarczyć.
Już czyściutka i pachnąca wypakowałam się i zjadłam śniadanie. Kiedy zajadałam w najlepsze, reszta domowników powoli się budziła.
O niczym innym nie marzyłam tak bardzo, jak o miękkim łóżku, ale nie mogłam położyć się spać. Na 12:00 miałam pojechać na targi turystyczne - to element zaliczenia moich studiów. Cały rok był na nich w sobotę, ale jako że ja pojechałam na Lednicę... Pozostała niedziela albo powtórzanie drugiego roku.
Pojechałam, przeszłam wszystkie stoiska, wypełniłam ankietę, zrobiłam, co miałam zrobić i wróciłam do domu. W sam raz na przepyszny bigos :D
Już miałam iść do łóżka, gdy mama zakrzyknęła, że jadą do Nałęczowa odwiedzić dziadzia w sanatorium i spytała, czy też jadę. Poderwałam się, bo bardzo chciałam go zobaczyć, poza tym ten mały włóczykij we mnie nigdy nie śpi!
Z Lublina do Nałęczowa raptem pół godziny drogi, więc byliśmy raz dwa, minęła 15:00. Dojechał do nas jeszcze wujcio, brat mamy i razem spotkaliśmy się z dziadziem pod sanatorium. Wyglądał i czuł się całkiem dobrze. Wróciliśmy z nim na chwilę do jego pokoju, a potem wyszliśmy na spacer.
Nałęczów to od stuleci miejscowość uzdrowiskowa.
Niewielka, ale nadzwyczaj urokliwa. Przynajmniej dla mnie. Ja wprost uwielbiam takie klimaty: dzikie ogrody w stylu angielskim, stawy, łabędzie (zawsze uważałam, że jakbym miała się zmienić w dowolne zwierzę, to właśnie w łabędzia), szum drzew... Poza tym jeszcze przepyszne lody i pan, który godzinami wyśpiewuje "Poleesia Czaar..." <3
Tym razem go nie było, ale kiedy byłyśmy tam z przyjaciółką rok czy dwa lata temu, śpiewał nam non stop, bite sześć godzin, tę właśnie piosenkę, tylko tę jedną. Początkowo go nie widziałyśmy i myślałyśmy, że ktoś puścił po prostu jakieś klimatyczne nagranie :D
Wejście do parku znajduje się tuż przed szpitalem kardiologicznym. Przeszliśmy przez bramę. Zaraz za nią znajdował się pomnik Bolesława Prusa, który swego czasu był tutaj jednym z kuracjuszy.
Przeszliśmy zaledwie kilka kroków, a tam, za zakrętem, znowu Prus! Tym razem siedzi na ławeczce z książką w ręce. Jego obecność można spotkać w Nałęczowie na każdym kroku.
Najpierw postanowiliśmy pójść na lody. Dziadzio zabrał nas w lubiane przez siebie miejsce, a konkretnie do Pałacu Małachowskich. Budynek nie wygląda może, jak większość z was go sobie zapewne wyobraża. Jest z XVIII wieku i zachował się w całkiem dobrym stanie, jednak nie jest to miejsce do zwiedzania, jak np. pałac w Kozłówce.
Znajduje się tutaj kawiarnia-restauracja. Na tarasie przed wejściem ustawione są pod parasolami stoliki, przy których usiedliśmy.
Ach, jak słodko było relaksować się w to słoneczne popołudnie siedząc w nałęczowskiej kawiarni i zajadając lody!
* Na zdjęciu: Sanatorium uzdrowiskowe Książe Józef.
Kiedy ostatnie owoce były już zjedzone, wstaliśmy i ruszyliśmy na dalszy spacer. To co się zje, trzeba w końcu rozruszać!
Przeszliśmy kilkoma z wielu wytyczonych ścieżek w parku, aż doszliśmy nad staw, przez który przepływa rzeka Bochotniczanka. To przepiękne miejsce, chociaż przez wielu niedoceniane.
Staw z jednej strony otaczają drzewa, z drugiej sanatorium uzdrowiskowe Książe Józef. Dookoła prowadzi alejka spacerowa czasami prowadząca przez mostki.
W słoneczne dni, zwłaszcza w weekendy, park wypełnia się grupami spacerowiczów, całych rodzin z dziećmi, które specjalnie tutaj przyjeżdżają. Cóż, sami byliśmy jedną z nich, tylko dzieci nieco duże :D
Po stawie pływa mnóstwo kaczek i łabędzi. Z jednej strony stawu stoi maszyna, w której można zakupić jakieś jedzenie dla tych ptaków, z drugiej stoi tabliczka z napisem "Nie karmić zwierząt!"... Wszystko zależy od tego, na którym brzegu staniesz :D Ironia, po prostu ironia...
Tak czy siak ludzi rzucają ptakom kawałki chleba, bułek czy ciastek. Te są już tak oswojone, że w ogóle nie boją się ludzi i podpływają na sam brzeg. Często nawet na niego wychodzą.
W kilku miejscach znajdują się kamienne schody prowadzące prosto do wody, czy może raczej z wody. Łabędzie bardzo lubią na nie wychodzić :) Można zobaczyć te przepiękne ptaki z odelgłości raptem metra. Oczywiście wszyscy to wykorzystują uwieczniając te chwile na zdjęciach. W tej kwestii nie byłam wyjątkiem :D
Ten kremowy budynek, z okrągłym dachem, w tle na zdjęciu powyżej to Pijalnia Czekolady E. Wedel. Nie weszłam do środka, bo to oznaczałoby moją rychłą zgubę. Wystarczyły mi kolorowe plakaty czekolady na zewnątrz i słodkie zapachy wychodzące z wnętrza.
Od strony Pijalni rozciąga się cudowny widok na uzdrowisko. Patrząc na ten widoczek nie dziwię się, że Nałęczów był miejscem inspiracji dla wielu pisarzy i malarzy.
Mój dziadzio jest typem człowieka, który lubi cały czas coś robić, nie może długo usiedzieć w miejscu. Nigdy nie był w sanatorium i przed wyjazdem był pewien, że nie wytrzyma w Nałęczowie całego miesiąca, bez żadnego konkretnego zajęcia.
Teraz, w połowie swojego pobytu, twierdzi, że całkiem mu się to podoba i nawet nie może się już doczekać następnego przyjazdu, za pół roku. Przywykł do tego miejsca pełnego spokoju i sielankowej beztroski.
Wydaje mi się, że Nałęczów tak właśnie działa, już tak po prostu ma.
Tutaj ludzie się nie spieszą. Nie stoją w korkach, nie biegną za swoimi sprawami ze spuszczonymi głowami i wzrokiem spuszczonym pod nogi.
W Nałęczowie czas się zatrzymał. Ludzie niespiesznie spacerują. Łabędzie leniwie pływają. Raz na jakiś czas przejedzie kilka samochodów. Tylko ptaki, pełne energii, non stop dają cudowne koncerty.
Fajnie, że jeszcze istnieją takie miejsca. W dodatku blisko mnie i w każdej chwili można wyskoczyć nawet na kilka godzin, tylko po to żeby się wyciszyć i przewietrzyć umysł :)
Po cudownie relaksującym spacerze dookoła stawu i przez większą część parku nabraliśmy ochoty na kawę. Wujcio zaproponował pewne miejsce, które wyraźnie należało do jego ulubionych.
W ten sposób trafiliśmy do Cafe Różana (wejście od ulicy Lipowej). Fantastyczne miejsce i wcale się nie dziwię, że może być czyimś ulubionym.
Od ulicy przywitał nas uroczy, różowy budynek o zabawnie spadzistym zadaszeniu. Przed nim znajdował się zielony ogród i stare drzewo pokryte mechem, które w takim krajobrazie absolutnie mnie zachwyciło! Lubię takie klimaty :3
Drewniany drogowskaz wskazuje nam drogę na tyły budynku. Tam wchodzimy do baśniowej krainy. Pierwsze, o czym pomyślałam, gdy zobaczyłam ten widoczek, to Andaluzja. Błękitna woda, dużo zieleni, fontanny, przepięknie ukwiecony dziedziniec i stoliczki z wymalowanymi kwiatami przypominającymi mi płytki azulejos :)
Coś fantastycznego! Usiedliśmy przy jednym ze stoliczków i zamówiliśmy kawy. Wsłuchana w szum spadającej wody wygrzewałam się w słońcu...
Trzeba przyznać, że na kawy czekaliśmy bardzo długo i to był wielki minus. Nie wiedzieć czemu, ale trwało to z 20 minut, a może i 30. W końcu je dostaliśmy, gdy poszliśmy się upomnieć. Warto było jednak czekać, bo kawa była przepyszna! Dla niektórych najlepsza, jaką kiedykolwiek pili :)
Najpierw spacerując po parku, a potem siedząc w kawiarni, totalnie zatraciliśmy poczucie czasu i chociaż przez to tego dnia nie pojechaliśmy jeszcze w jedno miejsce, nic sie nie stało.
Nałęczów to cudowne miejsce, na pewno warte odwiedzenia.
Na spacer, na lody, na rower, na piknik... Wszystkie formy dozwolone i jak najbardziej adekwatne. Wpadajcie, jak tylko macie okazję ;)
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)