Im homeless - help...

Opublikowane przez flag-xx Usuario Anónimo — 8 lat temu

Blog: W ciuciubabkę z czasem...
Oznaczenia: Ogólnie

BRNO - NOVE SADY - OKOŁO GODZINY 15:00

Nie wiem, gdzie jestem. Podeszłam do jakiejś młodej dziewczyny i taszcząc za sobą torby i oszalałego z przerażenia psiura. Próbuję po angielsku. Jestem w wielkim szoku, gdy dziewczyna patrzy na mnie jak na zdechłego karalucha (chociaż mogę tak wyglądać), kręci przecząco głową i bez słowa odwraca się do mnie plecami (záda - to plecy po czesku, swoją drogą). Widząc moją rozpacz, rusza mi na ratunek jakiś miły Pan z dwójką niesornych urwisów. Ale nie możemy się dogadać. Petrov jest w górę, a więc zaciskam zęby i idę w górę. |
  Pierwszy postój robię niewile dalej koło kwiaciarni. Dwie śliczne, niewiele starsze ode mnie dziewczyny piły herbatkę, podaną na błyszczącej tacy w pięknym zestawie do herbaty. Padam im pod nogi niczym zdychający gołąb. Pytam gdzie ten Petrov. Patrzą na mnie jak na biedne dziecko z bidula. Jedna leci po numer na taksówkę po jednym spojrzeniu na moje walizki, druga zastanawia się jak znaleźć mi mieszkanie.
   Po raz pierwszy czuję, że ktoś naprawdę mi pomaga. Przyjechał taksówkarz, którego po czesku poinstruktowały gdzie mnie wyrzucić i oznajmiły mi, że będę musiała zapłacić 100 koron - nie jest to dużo. CZK do PLN jest jak 1/6. Nie jest to makabryczna cena. Koleżanka blondynka dała mi też numer do swojej koleżanki z organizacji FOREIGNERS pomagających obcokrajowcom w trakcie podróży z zakwaterowaniem, podróżowaniem, itd. i poleciła odezwać się do niej po 17:30.
   Wciąż niemal płakałam ze szczęścia, gdy taksówkarz wyrzucił mnie na jakimś placyku a tam poznałam moją francuzkę. Amadine - wysoka, chuda hipiska z niesamowitą rudą fryzurką z dredów. Wesoła. Optymistyczna. Złapała moją torbę z energią, której bym się po niej nie spodziewała i ruszyła w stronę kanajpy.Nie żebym była uzależniona... Wcale nie... - po prostu po tak hardcorowym tygodniu muszę usiąść i się napić. Jak turystka, a nie ktoś kto ciągle gdzieś pędzi.
   Gawędzimy o wszystkim. Co porabia, co widziała, czy spotkała już jakichś erasmusów, gdzie mieszka? Amadine udało się znaleźć kogoś za pomocą coach serfingu, ale też jest już zmęczona nadużywaniem cudzej uprzejmości. Z erasmusami nie ma żadnego kontaktu, mimo, że ten cały orientation week już się zaczął. Ona nie chciała marnować pieniędzy na weekend zapoznawczy, ja miałam poprawki w Gdańsku. Nie zdążyłam też na admission day, podczas którego powinnam dostać wszystkie swoje dokumenty. Myślałam, że nie mogę bez nich kupić biletu miesięcznego. Tu mamy kilka nowości, o których warto wiedzieć:

-Na biletach można przerąbać naprawdę dużo pieniędzy, kanary chodzą często i potrafią się maskować. Nie mamy do czynienia z dwoma Panami atakującymi z dwóch stron tramwaju, tylko siedzącą sobie spokojnie Panią z torebką. Pani wstaje podchodzi do ciebie i zamiast poprosić cię o ustąpienie miejsca, pokazuje ci odznakę szeryfa (bo tak właśnie wyglądają blaszane "legitymacje" kontrolerów).

-Główne punkty komunikacji miejskiej mają listę wszystkich studentów, którzy są w trakcie studiów wyższych. Wystarczy im dać swój dowód, oni już wiedzą jak sprawdzić, czy naprawdę studiujesz.

-Psom trzeba kupić bilet. Nawet najtańszy, ale powinien go mieć.

-W centrum nie należy chodzić z psem z biegunką. Nie zdążysz dojść do kawałka trawnika, a będzie gonić cię jakaś baba, która nie widzi, że psu się gówno z krwią z dupy leje, a ty idziesz do weterynarza. Ale to chyba wszędzie tak funkcjonuje...

   W końcu idziemy na obiad. Jestem głoda jak wilk. Próbuję sławnych knedlików - typowo czeska baza do obiadu, chociaż równie często są tu ziemniaki, ryż, kasza.
Na zdjęciu knedliki w sosie koperkowym z jajkiem na twardo. Trzeba wspomnieć, że knedlików są też różne rodzaje. Ale o tajnikach kuchni później. 
   Znowu alkohol, ale przecież muszę spróbować czeskiego piwa! Starobrno - miejscowe. Jest browar na Mendlovo Namiesti. W połowie drogi do mnie do obecnego domu. Po obiedzie pora na papierosa. Siadamy na placu i dzwonię do dziewczyny z Foreigners. Sabina zaprasza mnie do siebie na kilka dni, aż coś znajdę. Bierzemy torbę i ruszamy na Hlavni Nadrażi. Wreszcie można gdzieś rzucić torby. 

NIESPODZIEWANKA!

Wcale nie. Sabina patrzy na psiura z przerażeniem i łapie się za głowę. Nie dosłyszała nic o psie - ma kota. Dzwoni po znajomych. W tym samym momencie, gdy ona rozmawia, Amadine skręca fajka, widać po niej, że też nie wie co się dzieje, a do mnie zaczyna gadać jakiś żul z dworca. Gdy widzi, że go nie kumam, pyta skąd jestem:
"ODKUD JSTE?"
"POLSKA"
"POLSKIE HOLKY! KRASNE HOLKY! TY JSI KRASNA! ALE ONA NE JE KRASNA" (wskazuje na moją francuzkę). 
Ja palę buraka, Amadine patrzy na mnie wyczekująco, z zaciekawieniem malującym się na twarzy. Mój rozmówca zaczyna pokrzykiwać conieco po rosyjsku, jakbym niby to miała rozumieć. Sytuację ratuje Sabina, chwyta walizkę i rusza znów pod górę, z powrotem na Namiesti Svobody. Amadine wrzuca na plecy moją torbę, a ja truchtam za nimi elegancko, bez zmartwień tym razem na plecach - tylko piesek w rączce.
    biegu Sabina tłumaczy nam, że ma kolegę, który otwiera herbaciarnię (Expedition Club) miejsce dedykowane podróżnikom, prowadzone przez zapalonych podróżników, ale otwarcie jest dopiero następnego dnia, więc może mnie przechować.
     Otwiera mi dwudziestokiloletni chłopak. 
-Możesz tu zostać do jutra do 17:00, bo potem otwieramy. Tylko uważaj, żeby pies nigdzie nie nasrał. - Mówi do mnie po polsku. 
-On mówi po polsku!- Patrzę w ciężkim szoku na Sabinę, po tym jak już pozbierałam szczękęz podłogi.
-On mówi troszkę kilkoma językami. Dużo podróżuje.
W herbaciarni praca wre. Coś ktoś wierci, ktoś coś zbija, układa, zamiata. Od cholery ludzi. Albert mówi, że mogę wrócić o, której tam mi się chce, bo i tak będą pracować do jutra. Daje mi materac i koc i pokazuje główną salę w herbaciarni. Szybko montuję sobie łóżko, zostawiam walizki. Bierzemy psa i śmigamy do restauracji po darmowej wifi - pić - szukać mieszkania i pić. 

PIERWSZE NA LIŚCIE: "TRZEBA ZOBACZYĆ"

STŘEDOVEKA KRČMA

Jest to jedyna w swoim rodzaju średniowieczna knajpa na Namiesti Svabody, cała w kamieniu. Zamiast stolików, macie wielkie drewniane ławy okryte skórami, wszędzie świece, herby, miecze i tarcze. Kelnerzy chodzą w średniowiecznych strojach (dziewczyny w sukniach, mężczyźni w luźnych koszulach). 
Serwowane jest prawdziwie tradycyjne jedzonko w byczych porcjach i przeróżne alkohole. Polecamy piwo KORMA - słodkie, miodowe piwo. Pyyycha! W lecie mają wystawiony ogródek.
W knajpie wszyscy palą w środku.

-JEST TO DRUGA ZALETA DLA NAS KURZĄCYCH. W wielu miejscach palenie jest dozwolone do końca roku, polecam więc śmignąć tu jeszcze w tym roku i rozkoszować się absyntem w zadymionej, dekadenckiej atmosferze pubu DEZERT koło Teatru Janackovo. Chociaż osobiście ja nie przepadam za tym jadowicie zielonym trunkiem - smakuje anyżem, którego nie znoszę. Cały wieczór jadłyśmy, gadałyśmy i próbowałyśmy znaleźć mieszkanie. W tym samym czasie w Brnie rozpoczął się festiwal wina. Kto nie próbował czeskiego wina, ten nie wie co to picie...pardon - życie! xD Dlatego zapraszam do licznych vinotek rozproszonych po całym mieście. A ten kto nie wziął chociaż łyka Burcaku przynosi wstyd swojej nacji.

Napisałam do kilku właścicieli, z nadzieją na rychłą odpowiedź i ruszyłam do mojego nowego miejsca zamieszkania (tymczasowego). Było tam jeszcze więcej ludzi. Było tam jeszcze głośniej, ale przewijali się także nie pracownicy, a znajomi. Z parką spiłam sobie dwa czajniczki zielonej herbaty rozmawiając po prostu o wszystkim- wreszcie po angielsku i po małym ataku szału psa, próbującego rozszarpać skórę dzika, poszliśmy wreszcie spać.


Galeria zdjęć


Komentarze (0 komentarzy)


Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?

Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!

Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!