Dlaczego nie warto iść na randkę do muzeum?
Korzystając z okazji i małego natchnienia, napisałam kolejną notatkę, nie tyle co o wyjezdzie do dawnej stolicy Polski, a o spostrzezeniach, które wpadły mi do głowy podczas tego wyjazdu. Nie byłam tam sama, a z (już byłym :D) chłopakiem.
Pojechaliśmy razem do Krakowa. Trochę służbowo, trochę na wakacje. Piątkowy wieczór spędziliśmy w klubie (praca), dlatego w sobotę wstaliśmy po południu. Został nam niepełny dzień na zwiedzanie, bo w niedzielę rano musieliśmy wrócić do Warszawy i codziennych obowiązków. Jak chcieliśmy wykorzystać ten wolny dzień w pięknym Krakowie? Chodźmy na randkę - to był pomysł mojego chłopaka. Nie domyślił się jednak, jak bardzo zły pomysł.
Jestem z Podlasia, mieszkam na zmianę nad morzem, albo we Wrocławiu, dlatego nie bywam często w Krakowie. W związku z tym - nie miałam okazji wcześniej pójść do MOCAKa, czyli Muzeum Sztuki Współczesnej. I nie chciałam odpuścić wizyty w miejscu, o którym słyszałam tyle dobrego. Mając więc wybór, gdzie owa randka się odbędzie, postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym, nieświadoma do jakiej katastrofy doprowadzę tą decyzją.
Ekspozycja, wystawy czasowe? Dla mnie bomba. Oprócz refleksji na temat sztuki w trakcie spaceru po salach muzeum, w mojej głowie zrodziła się lista argumentów przeciw zabieraniu drugiej połówki do muzeum. Zupełnie jakbym pisała felieton do kobiecego pisma. Serio. Nie zabierajcie parterów do muzeów, jeśli ci choć trochę nie podzielają twojego entuzjazmu na widok dzieł sztuki. To podobne zagranie, jak zabieranie faceta na długie zakupy do galerii handlowej.
MOCAK, Kraków
Dlaczego nie warto iść na randkę do muzeum?
Kontemplując dzieła, nad uchem będziesz słyszeć, argumenty przemawiające za tym, że jest to "sztuka", nie sztuka.
Nie ukrywając - słabe argumenty. Ale najlepiej jeśli przytakniesz, bo każda próba zignorowania zaostrzy apetyt argumentującego.
-Ej, widziałaś to? To niby ma przedstawiać koniec świata, ból istnienia, że ropa niby, a to zwykłe czarne kropki, a te jajko to co, sztuka? Jaki sens, o damn, a ta tu, mówi po niemiecku.
Słuchasz i myślisz, czy oby na pewno, ten wykształcony człowiek, który zna odpowiedź na prawie każde pytanie z teleturnieju 1 z dziesięciu, jest tym, za kogo go do tej pory uważałaś?
Nie postoisz przy jednej pracy dłużej niż sekundę.
Zanim ty zobaczysz prace dwóch autorów, twoja druga połówka będzie już na końcu sali przy pracy dziesiątego artysty. Okej, nie musisz za nim biec, ale powiedzmy sobie szczerze - to wzbudza presje. I odrobinę poczucia winy.
Załamiesz się, że twój partner nie zna faktów dla ciebie oczywistych.
Jeśli Twój partner (w przeciwieństwie do mojego) przynajmniej udaje, że mu się podoba, istnieje wielka szansa, że i tak w końcu czymś cie zawiedzie - np. nie będzie wiedział czym jest fabryka Warhola, chociaż wcześniej zapewniał cie, że uwielbia pop art i dzieła Andiego.
Dlatego przechodząc obok instalacji Krystyny Lupy Live Factory 2, zdziwisz się, jeśli wyjdzie na jaw, że powiedział tak tylko po to byś nie miała powodu do kolejnego focha.
Fragment instalacji Krystyny Lupy, Live Factory
Twój partner odkryje, że też może być artystą.
I co gorsze, będzie próbował nim zostać. Bo przecież każdy może robić sztukę. Czyli według niego byle co, coś do czego ideologię doda się później. Mój próbował nawet na miejscu. Rozpoznał, a raczej kojarzył z instagramowych zdjęć pracę Stanisława Dróżdża Między.
-Ej zrobię ci zdjęcie, bo każdy ma zdjęcie z między. - Ledwo zdążyłam usłyszeć te zdanie, a on w galerii swojego telefonu miał już kilkanaście ujęć, na których poruszam się po pawilonie. I na prawdę myślał, że ta poklatkowa migawka jest lepsza od wszystkich możliwych instalacji w muzeum. Geniusz! I to dumny z siebie.
Stanisław Dróżdż, Między, 1977/2004
Poczujesz się jakbyś miała dziecko.
Uzbrój się w cierpliwość. Co chwila będziesz powtarzać: nie wolno, nie dotykaj, nie mów tak brzydko, bądź ciszej, zachowuj się.
Tak, ten człowiek jest dorosły, na co dzień gospodaruje budżetem wielkiej firmy, podejmuje decyzje w różnych transakcjach, a przy tobie w otoczeniu sztuki wariuje. Bo wydaje mu się że może. No tak, skoro inni zwariowali przed nim, wystawiając na środku sali podświetlony kamień i wmawiając ludziom, że to cenne dzieło.
Po wyjściu z muzeum usłyszysz, że to był zmarnowany czas. I 10 zł na bilet.
Wyjście nastąpi dosyć szybko, bo jeśli nie on będzie miał dosyć, to ty poddasz się i postanowisz odwiedzić te miejsce kiedy indziej, sama. A wieczorem, gdy będziecie spacerować Wawelem, usłyszysz, że od razu mogliście tu przyjść, bo jest ładnie i miło i bez sztuki. Ugryź się w język i nie mów, że w Zamku Królewskim mamy zgromadzoną przez Zygmunta II Augusta, największą w Europie kolekcję arrasów. I że wśród eksponatów jest twoja ulubiona rzeźba Wołek z XI wieku. No chyba, że chcesz zepsuć kolejną część super randki, na super wyjeździe.
Na Wawelu - już bez "zbędnej" sztuki.
Jak widać nie do końca mam dar zarażania swoją pasją. Mimo wszystko, próbowałam. I uważam, że warto było zrobić te podejście.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)