Czwartek, 10 lipca.
Czwartek, 10 lipca
Marina di Vecchiano – Marina di Pietrasanta – Montecatini
Montecatini w zachodzącym słońcu.
Pogoda w końcu idealna. Rano – plaża, tuż przy Marinie di Vecchiano. Plaża szeroka, ale bez pięknego, złocistego, puszystego piasku. Zamiast tego kłujące muszelki, ale bynajmniej nie imponujące wielkością ani kształtem. I mnóstwo śmieci. Ludzi mało, mogliśmy więc dowolnie wybrać dogodne miejsce na nasze cywilizacyjne przybytki w postaci leżaków i kocyków. Fale ogromne i wspaniałe. I już wygodnie rozłożyliśmy się wygrzewając i smacznie opalając nasze blade ciałka, myśląc o błogim odpoczynku, kiedy okazało się, że włoska plaża nie jest bynajmniej miejscem na relaks i odpoczynek. Co 5 minut (i wcale nie przesadzam!!!) mieliśmy przyjemność, zależnie od nastroju, odprawiać łagodnym uśmiechem i cichym „grazie”, bądź znudzonym i poirytowanym „thank you” sprzedawców, sprzedających absolutnie wszystko. Niektórzy prezentowali naprawdę zachwycającą biżuterię pseudoorientalną, ale niektórzy byli naprawdę bezczelni proponując okulary przeciwsłoneczne, podczas gdy my byliśmy w owe okulary wyposażeni i prezentowaliśmy je dumnie na czerwonych od słońca nosach. Po trzech godzinach zostaliśmy jednak wygonieni z plaży nie przez owych wędrownych sprzedawców, ale przez nadciągające szare, podejrzanie błyskające chmury. Deszcz złapał nas w drodze do Marina di Pietrasanta, uroczej nadmorskiej miejscowości turystycznej.
Marina di Pietrasanta.
Po obiedzie (naleśniki!) 20-kilometrowa podróż do Montecatini, malutkiej miejscowości, której początki sięgają XIV wieku. Położona na wzgórzu, ze średniowiecznym układem uliczek, otoczona gajami oliwnymi. Zaparkowaliśmy tuż przy bramie miasta. Wąska, wyłożona nieregularnymi kamieniami uliczka zaprowadziła nas na rynek, jedyne miejsce Montecatini tętniące życiem. Mnóstwo ludzi, stoliczków, kawiarenek. I przepięknie kolorowy sklep z ręcznie zdobioną ceramiką. Śliczne wazy, wazony, talerze, talerzyki. Ach, te barwy! Wściekle żółte słońca z szerokimi, malowanymi uśmiechami, krwiście czerwone zachody słońca na ogromnych ceramicznych talerzach. Boskie.
Sklepik w Montecatini.
Przed nami jeszcze tylko dwa małe kościółki (oba zamknięte…), ruiny starożytnej fortecy i wieża zegarowa. I uliczki, uliczki, uliczki. Prześliczne, przecudowne, przeurocze. Co uliczka to nowy zachwyt. Co zakątek to nowa odkrywająca się historia. Ukwiecone okna, kolorowe tabliczki z numerami domów i nazwiskami domowników. Poezja.
Powrót do domu. Spać!
Jeden z zamkniętych kościołów.
Wieża zegarowa.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)