UAB's INTERCULTURAL YOUTH DAYS FESTIVAL - Polish day!
Polish day
Pora teraz opisać Wam pokrótce trzeci dzień eventu, czyli Dzień Polski. Z racji dużej ilości studentów z Polski, którzy przyjechali na Erasmusa, mieliśmy dla siebie cały dzień. Przyjechała nawet delegacja z Piły i Częstochowy.
Część przygotowywana przez nas zaczęła się o godzinie 14:30 i trwał półtorej godziny. Niestety, jak już zdążyliśmy się do tego przyzwyczaić, organizacja znowu zawiodła.
Problemy pojawiły się już od momentu, kiedy zostaliśmy poinformowani o tym, że to wydarzenie będzie miało miejsce. Na początku dowiedzieliśmy się, że mamy cztery i pół godziny i musimy przygotować tyle atrakcji, żeby zapełnić cały ten czas. Przygotowaliśmy naprawdę obszerny program, jednak nie było takiej możliwości, aby było to wystarczające. W przybliżeniu planowaliśmy nasz występ na 2 godziny, lecz jak się okazało później, to nie był koniec niespodzianek jeżeli chodzi ilość czasu przeznaczonego dla nas. Po wielu zmianach, mieliśmy 1,5h. Oczywiście zaczęło się kombinowanie, jak to zrobić, żeby zrobić wszystko, co mieliśmy, bez wyrzucania czegokolwiek z programu. Jednak porzucanie czegoś, czemu poświęciliśmy już czas, nie wzbudzało w nas pozytywnych emocji.
Jak już pisałem wcześniej, nasza część zaczynała się o 14:30, więc godzinę wcześniej zebraliśmy się na sali gimnastycznej uczelni, żeby wszystko jeszcze raz przećwiczyć. Po pierwszej próbie, 20 minut przed planowanym startem, przyszła delegacja z Polski. Zaczęli dmuchać balony i stroić salę. I to był początek nerwów tego dnia, bo przez to strojenie sali zaczęliśmy prawie pół godziny później niż planowaliśmy. Patrząc na inne wydarzenia, frekwencja na naszej części nas zaskoczyła, a wcale nie chodzi o pozytywne zaskoczenie. Około 70% wszystkich obecnych osób to byli Polacy, gdzie na inne dni potrafili ściągnąć całe kierunki z uniwersytetu. Nie dość, że było mało osób, z powodu tego opóźnienia wiele osób było już poirytowanych czekaniem na to, aż zaczniemy. Jednak to nie była nasza wina, gdyż my byliśmy gotowi 20 minut przed czasem, a przyjezdni z Polski nawet się nie pofatygowali, aby nas poinformować, że chcą ustroić salę… A to żaden problem zebrać 17-tu Erasmusów z Polski i przyjść wcześniej, żeby im pomóc… Na szczęście ludzie nie zaczęli uciekać, chodź sprawiali wrażenie, jakby chcieli, lecz w końcu udało nam się zacząć. Szkoda tylko, że zainteresowanie zaczęło się dopiero po jakimś czasie.
Naszą główną speakerką była Dominika - to ona odpowiadała za komunikację z publicznością. Warto dodać, że w ramach super zorganizowania ludzi z tej uczelni i wielu próśb, nie został nam udostępniony żaden mikrofon, a jednak ciężko jest mówić do tylu osób zgromadzonych na dużej sali gimnastycznej. Ale wróćmy do tematu. Po mowie wstępnej naszej koleżanki mieliśmy zaplanowany tradycyjny polski taniec, który zapewne każdy (lub prawie każdy) tańczył lub będzie tańczyć w swoim życiu, a mianowicie Polonez. Za ułożenie układu odpowiadali Gabi z Maćkiem. Z późniejszych opinii wynika (nie tylko mojej), że odwalili kawał naprawdę dobrej roboty. W opanowaniu wszystkich figur nie przeszkodziła nam nawet ilość prób, a mieliśmy ich tylko 5 (łącznie z tą przed samym występem). Muszę przyznać, że wyszło nam to najlepiej, jak tylko mogło po tak niewielu przygotowaniach.
Następna była prezentacja z podstawowymi informacjami na temat Polski przygotowana przez Anię, Natalię i Dominikę (przynajmniej tak wynika z notatek). Prezentacja była fajna, tylko trochę za długa, a przynajmniej ja miałem takie wrażenie. Szkoda jeszcze, że była ona tylko wyświetlona na projektorze i nikt tego nie czytał. Zmusiło by to do poświęcenia większej uwagi przez zgromadzonych, ale to nie moja brożka.
Żeby dopełniło się to, co mówiłem już we wcześniejszym wpisie, w naszej prezentacji nie mogło zabraknąć filmików. Pierwsza była „Animowana Historia Polski”, która została stworzona na potrzebę wystawy EXPO 2010 w Szanghaju. Doszliśmy do wniosku, że jest bardzo fajną opcją przedstawienia naszej historii w fotograficznym skrócie, tym bardziej, że trwało to tylko 8:30 minut. Dobre było też to, że nie było tam żadnych tekstów, wystarczyło po prostu odpalić filmik.
Z powodu braku zainteresowania ze strony zgromadzonych, odpuściliśmy sobie kolejny filmik który, nosi nazwę „45 faktów o Polsce”. Stwierdziliśmy w nerwach, że szkoda naszego i ich czasu.
Kolejnego filmiku nie mogłem sobie odpuścić, bo kosztował mnie zbyt dużo czasu. Mianowicie była to kompilacja urywków z polskich filmów. Oczywiście musiałem się ograniczyć do około 10 minut i nie mogłem wstawić tam wszystkich fragmentów, które chciałem, jednak z drugiej strony wstawianie później napisów byłoby już dla mnie zabójstwem. Ale to zapewne tylko i wyłącznie moja wina, bo zapewne robiłem to zupełnie na około, a spowodowane jest to, że robiłem to pierwszy raz. Na pewno powinienem się wstydzić, że nawet nie chciało mi się poszukać jakiegoś szybszego sposobu, ale nawet o tym nie pomyślałem. Z samą selekcją wszystkich podesłanych mi przez innych Polaków urywków zeszło mi około 1,5h, bo skoro miały to być urywki przestawiające nasz kraj, to nie mogłem umieścić tam czegoś, co pokazywało pijaństwo lub gdzie było zbyt dużo przekleństw. Następnie trzeba było wszystkie filmiki ściągnąć i to w jak najlepszej jakości, czyli kolejna godzinka z przeszukiwaniem YouTuba. Przyszedł czas na docięcie wszystkich fragmentów, żeby trochę zredukować ich czas, i żeby to wyglądało (przynajmniej dla mnie) bardziej estetycznie. Spisałem następnie wszystkie kwestie, które były w filmach i zwróciłem się o pomoc w ich tłumaczeniu do Eli, za co jej bardzo dziękuję. Sam bym sobie z tym nie poradził, bo jednak nie można wszystkiego tłumaczyć dosłownie, a ja inaczej bym tego nie zrobił. Mimo późnej pory tłumaczenie dostałem dość szybko, bo o godzinie pierwszej w nocy. Od razu wziąłem się za wstawianie napisów, a zajęło mi to 4 godziny z przerwami. Z późniejszych doniesień dowiedziałem się, że przez to ominęła mnie naprawdę dobra impreza w klubie Ryma. Trochę szkoda, ale tak to jest jak sobie człowiek źle rozłoży czas na zrobienie czegoś. Ostatecznie położyłem się o godzinie 5 nad ranem.
Wracając do naszego dnia, kolejnym punktem prezentacji było przedstawienie tradycyjnego polskiego wesela. Dla osób, które przyszły na nasze show była to chyba najbardziej atrakcyjna część, bo staraliśmy się zrobić to trochę na wesoło :)
Obsada była następująca:
Panna młoda – Emilia
Pan młody – Kuba
Starszy drużba – Szymon
Starcza druhna – Magda
Matka panny młodej – Agnieszka
Ojciec panny młodej – Cezary
Matka pana młodego – Gabriela
Ojciec pana młodego – Maciej
Ksiądz – Mateusz
Kelnerka - Elżbieta
Wodzirej - Brajan
Goście – wszyscy pozostali z naszej ekipy
Może nie będę opisywał wszystkiego po kolei, bo to by nie miało sensu, dlatego skupię się tylko na momentach najlepiej przyjętych przez publikę. Jak już mówiłem wcześniej, zrobiliśmy to trochę na wesoło, a na weselu nie może zabraknąć ślubnego orszaku. Z racji tego, że odbywało się to na sali gimnastycznej, to raczej użycie samochodów nie wchodziło w grę. Dlatego napisaliśmy na dwóch brystolach „CAR” i wszyscy ‘pojechali’ tanecznym krokiem przy muzyce 'Crazy frog'. ;) Kolejnymi fajnymi scenami były te, kiedy była przysięga i obsypywanie ryżem. Nie do końca jednak rozumiem, dlaczego wszyscy się tak śmiali, może oprócz tego, że przy obsypywaniu ryżem młodej pary narobiliśmy trochę bałaganu. Jeżeli chodzi o przeniesienie przez próg panny młodej, to nie wiem czy tutaj nie mają takiego zwyczaju, czy może to zabawnie wyglądało, kiedy Kuba przenosił Emi pod napisem „RESTAURANT” trzymanym przez Mateusza i Ruslana.
Ale reakcji ludzi, gdy zaprosiliśmy kilku chętnych (lub nie do końca chętnych) do wspólnej zabawy podczas oczepin, była prawdopodobnie najlepsza. Była tylko jedna zabawa w krzesełka, polegająca na zajmowaniu krzeseł, kiedy muzyka przestanie grać, kiedy to krzeseł zawsze było o jedno mniej niż grających; kto nie zdołał usiąść niestety odpadał. Tak zakończyliśmy nasze przedstawienie wesela.
Ostatnią rzeczą, jaką zaprezentowaliśmy na naszym polskim dniu, były fragmenty tańców: krakowiaka i mazurka, na które i tak nikt nie zwrócił za bardzo uwagi. Ale wszystkie nerwy z nas już zeszły, więc to nie zrobiło nam już żadnej różnicy. :)
Po przedstawieniu całego naszego programu przyszła pora na degustację potraw, przywiezionych przez delegację z Częstochowy. Nie wiedziałem, że tak bardzo tęskniłem za Polskim jedzeniem. :D Dla zainteresowanych była też galeria sławnych Polaków oraz zdjęcia polskich miast i krajobrazów. Na koniec jeszcze ci, którzy chcieli, mogli spróbować swoich sił w zatańczeniu Poloneza. Miło było zobaczyć, jak ludzie z różnych krajów chcą nauczyć się tradycyjnego polskiego tańca.
Ostatnią oficjalną atrakcją tego dnia był koncert Chóru Akademickiego Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej im. Stanisława Staszica w Pile. Koncert odbył się w niewielkim teatrze, dobrze ukrytym przed zwykłymi śmiertelnikami. Jeżeli chodzi o moje wrażenie, to jest ono dobre, bo dobór repertuaru był odpowiedni, ale czasami słychać było niewielkie błędy. Szkoda tylko, że największy aplauz zebrały te utwory, które wszyscy znali i były po angielsku. Moim skromnym zdaniem inne piosenki też były bardzo fajne, ale nie każdemu muszą się podobać tak samo.
A teraz już ostatnią atrakcją, tym razem nieoficjalną, była integracyjno-zapoznawczy wieczorek ze studentami, którzy przyjechali z Polski. Najpierw byliśmy w Gothic’u, gdzie zamiast za stołami, usiedliśmy sobie w kółku i rozmawialiśmy. Było bardzo miło, na tyle, że później przenieśliśmy się do akademika. Ten dzień był naprawdę bardzo udany, a poznać w Rumunii ludzi z Częstochowy to naprawdę niezły psikus od losu. ;)
Poniższe zdjęcia są autorstwa mojego kolegi Alima, otrzymałem prawa na publikację ich
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)