Pusty zlepek
Taki dobry temat był...
Coś zauważyłam, a dokładniej to, że chętniej czytacie wpisy, gdy tytuł skierowany jest do Was, gdy na zdjęciu w tle pojawiają się ludzie, a nie budynki i miasta. Nie chcecie czytać o podróżach, Wy tu jesteście, żeby przeczytać jakaś życiową tajemnicę, zobaczyć, jak grzeszę zagranicą, czy coś w tym stylu.
I widzicie… mylę się, nie? Wiem, że są tu też osoby, które mnie nie znają, a czytają. To mnie cieszy i podnieca (nie seksualnie). Takkkk, są też ludzie, którzy oglądają wyłącznie zdjęcia i czytają nagłówki. No trudno. Dlaczego zaczynam ten temat? Nie mam pojęcia, do czegoś dążę.
Paryż
Nie czytam blogów, Waszych, celebrytów, pisarzy i całej reszty. Nie wiem. Nie czuję zbytniej potrzeby. Mam wrażenie, że wszystkie te wpisy, to powtórka tego, co już było. W ogóle mam wrażenie, że ta cała nasza kultura, to jedna wielka powtórka.
Weszłam dziś na pewnego bloga, dość znanego, a nawet mega popularnego. Koleś sobie piszę o tym, że do sukcesu jest ciężko dojść, że ludzie widzą tylko same plusy, a wyboistej drogi nie itd. Ile osób już o tym pisało, co? Ile mówiło?
Tossa de Mare
I to mnie boli, nad tym płaczę i dlatego nie czytam. Bo, albo ktoś powtarza moje myśli, albo pisze o rzeczach oczywistych. Pół biedy, jeśli będzie o tym pisał w jakiejś nowej formie lub coś, pół...
Nie mogę patrzeć, jak Wy, Drodzy Znajomi podniecacie się typem, który pisze, że sukces jest jak ciąża. Ból życia, no ból mojego życia. Widzę waszą podnietę i wkładam Was do szufladki „Życiowi debile”. Wyżyłam się, wypłakałam, obraziłam Was i mogę dalej (edytowałam notkę, wcześniej było długie wytłumaczenie odnośnie tych blogów, ale teraz stwierdzam, że to bez sensu).
W Budapeszcie jestem, piwo piję i piszę. Powinnam chodzić gdzieś po mieście, ale Mo mi zachorowała, a poza tym depresja mnie złapała. Wstałam rano, humor dobry. Wsiadłam do Studenta, wysiadłam na Nepliget, przejechałam się metrem, przeszłam kawałek i co? I po prostu nie wiem.
Mam temat, pomysł, ale nie chce mi się pisać. NIe wiem po co zaczęłam… Rozwinę to chyba po Madrycie. Co? Jakim Madrycie? Tak, jutro wylatuję. Sesja sesją, nauka nauką, depresja depresją… Madryt Madrytem.
Tossa de Mare
Notka najpustsza, a w mojej głowie zapowiadało się tak dobrze. No nic, zdjęcia wrzucę.
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)