Gokarty i paintball
23.11.2015r.
Muszę przyznać, że się pomyliłem. Pierwsze, co pomyślałem, kiedy tutaj przyjechałem, to że nie będzie żadnych fajnych atrakcji. Po tym, jak tydzień/ponad tydzień temu byliśmy na gokartach i po dzisiejszym dniu zmieniłem zdanie.
Był to mój pierwszy raz, jeżeli chodzi o jedną i drugą atrakcję. Stwierdzam wszem i wobec, że takiego przypływu adrenaliny nie czułem dawno, nie mówiąc już o endorfinie :) Bo nic tak dobrze nie robi, jak poczuć ślizgające się na asfalcie koła, a nic tak pobudzająco nie działa, jak paintball. Najchętniej bym tam spędzał całe dnie, gdyby nie fakt, że poszłoby na to zbyt dużo pieniędzy. Niestety na dłuższą metę nie jest to tania rozrywka, no chyba, żeby mieć znajomości lub jakieś zniżki, co jest mało prawdopodobne. ;)
Jeżeli chodzi o gokarty, to niestety jechałem tylko 10 okrążeń (10 lei za 5 okrążeń). Pierwszy przejazd był typową zapoznawczą jazdą, musiałem wyczuć tor i pojazd. Chociaż może nie cały przejazd, a tylko 2 początkowe okrążenia. Później starałem się jak najszybciej przejechać całe okrążenie, co skończyło się parę razy obrotem o 180 stopni. Drugi przejazd był już typową zabawą, jechałem z Maćkiem i Mateuszem. Jednym słowem WYŚCIG! Nie był to taki spokojny wyścig, bo na pierwszym zakręcie zostałem zepchnięty na bandę, przez co wylądowałem na ostatniej pozycji. Ostatecznie byłem drugi, co i tak nie było takim złym wynikiem, biorąc pod uwagę, że pierwszy był Maciej, który już miał okazję wcześniej jeździć.
To teraz pora na krótki opis gry w paintball. Chociaż nie do końca wiem, jakimi słowami to opisać... Postaram się jednak odzwierciedlić to jak najlepiej, chociaż i tak najlepszym rozwiązaniem jest przeżycie tego osobiście. Oczywiście na początku było dobieranie kombinezonów, a co za tym idzie dzielenie się na drużyny. Żeby bardziej się zintegrować i wyrównać mniej więcej siły, doszliśmy do wniosku, że podzieli nas właściciel obiektu. Oczywiście w międzyczasie musieliśmy podpisać formularze, w których zawierał się krótki regulamin oraz informacja, że organizator nie bierze odpowiedzialności za wszelkie uszczerbki na zdrowiu. Po dopełnieniu formalności i "umundurowaniu się" przyszedł czas na przeszkolenie z obsługi markera, czyli krótko mówiąc: jak strzelać, żeby nie zrobić sobie i innym krzywdy. Nareszcie przyszedł czas na mecze. Mieliśmy do wyboru albo walkę o flagę, albo deadmatch. Stoczyliśmy tyle walk, że zdążyliśmy wypróbować obie te opcje. Jeżeli miałbym wybierać, który tryb jest lepszy, odpowiedziałbym "to zależy". Jeżeli chodzi o bardziej taktyczne podejście, to oczywiście flagi. Jednak kiedy nie zna się tak dobrze ludzi i nie potrafi się jeszcze dobrze zgrać (tak jak w tym przypadku, bo liczyło się zgranie całej drużyny albo po prostu fart), to lepsza jest opcja druga. To może teraz kilka słów o tym, jak się człowiek czuje podczas takiego meczu. Mimo świadomości, że to jest tylko gra i strzelamy do siebie kulkami z farbą (od których nie grozi nam nic oprócz mniejszych lub większych siniaków), to jednak świst przelatującej kulki kilka centymetrów od ucha sprawia, że człowiek upewni się kilkukrotnie zanim wychyli się na przeciwnika. Jak już mówiłem, tego się nie da tak dobrze opisać słowami... To trzeba przeżyć!
Stanowczo trzeba to jeszcze powtórzyć (może nawet nie raz). Ciekawą opcją byłoby jeszcze zagrać w paintball w śniegu, ale raczej jest to tutaj mało możliwe, gdyż raczej przez zimę nie będzie już funkcjonować, a szkoda...
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)