Pierwsze dni na obczyźnie
Jak do tego doszło?
Jak pewnie wiele osób wie, ostatecznie, że jadę dowiedziałem się w czwartek, osiemnastego stycznia. Na dwudziestego stycznia miałem od dawna kupiony bilet lotniczy a dwudziestego drugiego miałem już zacząć zajęcia w Hiszpanii. Na wyjazd zdecydowałem się w ostatnim momencie bo jakoś we wrześniu, ale to nie jest moja wina, że tak to się wszystko potoczyło. Pan profesor, który egzaminował mnie z historii języka angielskiego bardzo mnie nie polubił (z resztą z wzajemnością) i podchodziłem do egzaminu ustnego sześć razy zanim zdecydował się mnie przepuścić. W czwartek od razu po egzaminie pojechałem do biura Erasmusa podpisać wszystkie dokumenty. Złożyłem podpis i stało się! Od następnego tygodnia miałem uczyć się angielskiego w Hiszpanii, nie wiedziałem jednak, że początek może być ciężki.
Hola Madrid!
Dojazd z lotniska do Alcali nie był trudny, przystanek autobusowy znajduje się od razu przed wyjściem z lotniska – poważnie. Otwierasz drzwi i stoisz na przystanku. Problemem było odnalezienie się w samej Alcali. Autobus dowiózł mnie do centrum miasta – miałem z niego cztery kilometry, najkrótszą drogą, o hotelu. Byłoby o wiele prościej do niego trafić, gdyby mapy w Hiszpanii nie były drukowane do góry nogami! W dobie Internetu, kiedy Google Maps może nam pomóc w każdej sekundzie niby nie jest trudne dojść z punku A do punktu B. Też tak myślałem, zanim dotarło do mnie, że zamiast być coraz bliżej celu, oddalam się od niego. Wtedy nadszedł czas na autobus. Autobus wywiózł mnie na sam koniec miasta. Po swojej prawej stronie miałem szpital a po lewej politechnikę, Mapy Google upierały się jednak, że to jest to miejsce, w którym jest hostel. Po chwili poszukiwań zauważyłem pewną Hiszpankę i spytałem czy to gdzieś tutaj, usłyszałem od niej w odpowiedzi, że miejsce do którego zmierzam jest bardzo daleko stąd! Pech chciał, że nie miałem pojęcia gdzie jestem jednak szczęście pomogło i (z tego co zrozumiałem) Pani zaproponowała mi podwózkę. Wydaje mi się, że powiedziała, że ona i jej dwa psy, z którymi akurat była na spacerze zaraz wrócą po mnie samochodem i zawiozą do hotelu. Nie byłem przekonany czy to co zrozumiałem jest prawdą bo poziom mojego hiszpańskiego nie był za wysoki ale udało się. Z pomocą przemiłej pani Hiszpanki dotarłem do hotelu – to pierwsza bardzo pozytywna rzecz, która mi się przytrafiła na obcej ziemi.
Gdzie ja będę mieszkać?
Jak na Erasmusa przystało – trzeba ogarnąć sobie mieszkanie. To było chyba najcięższe zadanie ze wszystkich, z którymi musiałem się zmierzyć na początku swojej przygody tutaj. Hiszpanie nie mówią po angielsku, ja nie mówię w ich języku no i jest lekki zgrzyt. Nauczyłem się jak powiedzieć „Czy to mieszkanie jest wolne?” i z tym zdaniem dzwoniłem wszędzie gdzie mogłem, nie przemyślałem jednego. Trzeba zrozumieć co Hiszpan odpowiada a to już nie było takie proste. Dwa dni bezowocnych poszukiwań zaprowadziły mnie w poniedziałek do biura studentów na uczelni.
Universidad de Alcala ma dwa miejsca, w których studenci Erasmusa mogą szukać pomocy. Pierwsze to biuro koordynatora – Nacho Sancheza. Człowiek z sercem na dłoni, który pomoże we wszystkim najlepiej jak tylko będzie umiał, poważnie. Słyszałem o nim wcześniej bardzo dużo dobrego, ale gość jest obłędny. No a drugie miejsce to biuro studenckie – właśnie tutaj zawędrowałem. Poza wskazówkami jak żyć w Alcali dostałem pięć stron A4 gęsto zapisanych ofertami mieszkań, które udostępniają pokoje studentom. Dzwoniłem długo i dużo ale wszystko było albo zajęte albo zwalniało się dopiero za kilka tygodni, był problem. Uratowało mnie ogłoszenie, które mówiło „Peter – This guy speaks English”. Od razu zadzwoniłem do Petera i umówiłem się na spotkanie. Wieczorem poszedłem zobaczyć mieszkanie i okazało się, że trafiłem w dziesiątkę. Peter to facet pochodzący z Indii, mający chińskie korzenie. Pracował w Kanadzie, USA, Chinach, Wielkiej Brytanii a teraz jest w Hiszpanii bo (jak twierdzi) bardzo lubi tutejszy klimat. Mieszkałem u niego dwa tygodnie a potem zdecydowałem się na zmianę.
Pierwsze dni to bardzo duży stres ale przy bardzo pozytywnej energii, szczególnie kiedy jedzie się nie mając załatwionego kompletnie niczego. Naprawdę trzeba się nagimnastykować, żeby wszystko ogarnąć ale trzeba przyznać, że Hiszpania zawsze pomoże. Ludzie są tak otwarci i ciepli, że kiedy widzą, że nie jesteś stąd i średnio mówisz po hiszpańsku starają się pomóc jak to tylko możliwe. No a potem już było tylko lepiej.
Galeria zdjęć
Podziel się swoim Erasmusowym doświadczeniem w Alcalá De Henares!
Jeżeli znasz Alcalá De Henares, z perspektywy mieszkańca, podróżnika lub studenta z wymiany, podziel się swoją opinią o Alcalá De Henares! Oceń różne aspekty tego miejsca i podziel się swoim doświadczeniem.
Dodaj doświadczenie →
Komentarze (0 komentarzy)