Rynek Główny w Phnom Penh to zabytek architektury francuskiej, dokładniej- stylu art déco; jego symetryczny rozkład i szerokie, rozchodzące się z centralnego punktu korytarze nadają całości monumentalnego charakteru. Jego najbardziej charakterystyczna cecha to centralnie ulokowana, wznosząca się nad nim kopuła- jak wieść niesie, jedna z największych na świecie.
Wnętrze kopuły skrywa gabloty z kosztownościami, zawsze strzeżone przez uzbrojona ochronę.
Było już trochę późno, kiedy go zwiedzaliśmy (około 18:00), dlatego większość z gablot była już schowana.
Sposób pokrycia umożliwia dobrą wentylację. Następnie mogliśmy przejść czterema prowadzącymi na zewnątrz korytarzami.
To bardzo porządny i czysty rynek; można tam znaleźć wszelkiego rodzaju produkty, od rozmaitych ubrań, cyfrowych gadżetów, różnych narzędzi kuchennych itd... Przede wszystkim jednak uderzyło mnie, że ludzie spędzają tam tyle czasu, że rynek staje się dla nich domem: jedzą tam, drzemią, sprzedają, rozmawiają z sąsiadami... żyją.
Nie ma najmniejszej wątpliwości, że część, która wydała mi się bardzo ładna i nawet bardziej egzotyczna to boczna alejka, w której zebrały się stragany z kwiatami, napełniając życiem i kolorem atmosferę budynku, tak kontrastującego z nimi swoją neutralną kolorystyką.
To zakątek, w którym autentycznie można spędzić poranek, ciesząc się architektoniczną przestrzenią rynku; ostatecznie- świetne miejsce, aby wmieszać się w Khmerów.
I (jakżeby inaczej? ) wszędzie są motory!