Have you made up your mind about your destination? The best accommodation deals are being booked fast, don’t let anyone keep ahead!

I want to find a house NOW!

Tylko we Lwowie!

Opublikowane przez flag-xx Ola Kowalcze — 6 lat temu

0 Oznaczenia: flag-ua Erasmusowe doświadczenia Lwów, Lwów, Ukraina


Zacznijmy od tego, że przez jakiś czas chciałam ograniczyć wyjazdy, ze względu na szybkość z jaką wydaję pieniądze. Ale nic z tego – uzależnienie jest silniejsze. A na dodatek – jeżeli ktoś proponuje Ci wyjazd, to jak można odmówić? Spontaniczna decyzja podjęta zaledwie kilka dni wcześniej. Tym razem padło na Lwów, na Ukrainę.

Niech inni se jadą gdzie mogą gdzie chcą, 
do Wiednia Paryża Londynu 
A ja się ze Lwowa nie ruszę za próg...!

Jesteśmy studentkami, i nie mamy jeszcze miliona monet, więc i podróż musiała być niskobudżetowa. Na początku szukałyśmy hosteli – ceny były dość przyjazne – za noc w hostelu mniej więcej 20 PLN. Przeglądając sobie oferty na bookingu.com znalazłam miejsce dla nas. Padło na Dream Hostel, który został otwarty pierwszego lipca. Idealnie! Ale oczywiście, nie zarezerwowałam go od razu, a kiedy postanowiłam to zrobić, nie było już wolnych pokoi. Nie ma opcji – będziemy tam spać! Najpierw wiadomość na facebooku, później pisanie e-maila… może jednak mają wolne miejsca na ten weekend? Napisałam wieczorem, a rano dostałam odpowiedź. Za 500 hrywien miałyśmy do dyspozycji dwa łóżka w pokoju czteroosobowym na dwie noce. Hotel mieści się w sercu Lwowa, tuż przy ratuszu – na samym rynku! Chciałyśmy jak najwięcej zaoszczędzić, a przy tym jak najwięcej przeżyć.

Dojechałyśmy do Rzeszowa, a następnie w ostatnich minutach złapałyśmy pociąg na relacji Rzeszów-Przemyśl. W Przemyślu byłyśmy około godziny 16. I jak zwykle – idealnie – zgrała nam się kolejna przesiadka. Zdążyłyśmy wymienić pieniądze – przelicznik w Krakowie jest okropny! Ten na wschodzie jest znacznie lepszy! Dobrze wiedzieć na następny raz. Zjadłyśmy lody, i zabrał nas autobus tuż pod granicę w Medyce. To otoczenie wyglądało dość specyficznie, niby nadal Polska, niby wszystko takie samo, a już tak inaczej. Borycki potrzebowała kawy, a tuż przed nami była Biedronka. Wybrała kawę mrożoną narzekając, że wolałaby się napić zwykłej. Wychodzimy od kasy, a tu automaty z taką właśnie ciepłą kawą. I tańszą. Opuściłyśmy Polskę. Na granicy nie czekałyśmy długo, czego początkowo się obawiałyśmy. Jakiś pan dziwnie blisko mnie stał, czułam, że mój plecak jest zagrożony, więc poprosiłam Izę, by zerkała co się dzieje. Ale nie musiałam mówić – ona już wiedziała o co chodzi. Mając plecak nie na plecach, a na brzuchu przeszłam obok budki. Po polskiej stronie nie było problemu. Kontrolerka na ukraińskiej części zapytała „A szto to?”. Poczułam się nieco zmieszana, o co chodzi… A jej chodziło o mój plecaczek. A co ona mogła sobie pomyśleć?! I tak opuściłyśmy naszą piękną ojczyznę. Teraz kolejny problem: jak tu dostać się do Lwowa? Iza sprawdzała, i co godzinę miały właśnie stąd odjeżdżać marszrutki, czyli taksówki wieloosobowe, które tak naprawdę nie różnią się niczym od normalnych autobusów. Dziwni panowie zaczęli na nas gwizdać. Postanowiłyśmy unikać kontaktu i udałyśmy się w poszukiwaniu informacji. Nie było takowej, ale dwóch Polaków z plecakami pomogło nam pozbyć się złudzeń. Autobus, który jest już w stanie czynnym, przeładowany ludźmi okazał się naszą jedyną możliwością. „Nie macie co czekać na kolejny, i tak ten jest jeszcze pusty” Nie ma co tracić czasu, wskoczyłyśmy płacąc za bilet śmieszne pieniądze – mniej niż 50 hrywien. Po kilku minutach jakiś Ukrainiec zaczepia Izę, i ustępuje jej miejsca. Za chwilę kolejny pyta czy nie chce sobie usiąść. Jakie to było miłe z ich strony! Na Zachodzie taka sytuacja byłaby mniej prawdopodobna. Przez godzinę jechałyśmy  autobusem takim jaki widzi się na starych filmach z lat 80. po wiejskich drogach delektując się swojskim klimatem. Ludzie też wyglądali inaczej – chociaż tak mało nas dzieli, było widać różnicę. Chociażby spoglądając na telefony jaki mieli w ręku. Mimo wszystko czułyśmy się przepełnione szczęściem i radością. Tak bardzo!

tylko-lwowie-fa398c86be3a36617eaafcf3d05

Dworzec główny we Lwowie robi wrażenie. Taksówki stoją tuż przy wyjściu, ludzie wokół palą papierosy, a inni śpieszą się na swój autobus. Rozejrzałyśmy się i znalazłyśmy parę, która wyglądała bardziej „zachodnio”, stąd też pomysł, żeby zagadać do nich po angielsku. Zaprowadzili nas na przystanek tramwajowy. Zgodnie z przepisami zakupiłyśmy bilety – znowu za śmieszne pieniądze (ok. 40 gr). A niech już stracimy! I tak dojechałyśmy do centrum. Poszukiwanie hostelu nie zajęłoby nam długo, gdyby nie to, że w pobliżu były zachęcające do zakupów sklepy z pamiątkami i drobiazgami, a rynek tak ślicznie wyglądał. Zameldowałyśmy się. Hotel był cudowny – jeszcze pachnący nowością, ale my nie przyjechałyśmy tutaj spać, tylko zwiedzać. Iza poszła pod prysznic, a ja w tym czasie oznajmiłam mamie, że właśnie jestem na Ukrainie. Przy okazji miałam problem z telefonem w którym przestała działać klawiatura. Po orzeźwieniu się i przywróceniu do ładu wyszłyśmy na miasto.

Dziewczyny na rynku robiły tatuaże z henny. Jak byłam małym dzieckiem, zawsze chciałam taki mieć. Zwłaszcza w okresie letnim czy koncertowym. Dlaczego by nie spełnić swojej dziecięcej zachcianki we Lwowie? Miejscu, które tak bardzo kojarzy mi się z dzieciństwem. Iza była już podekscytowana – wybrała sobie wzór ośmiornicy. Nadal nie wiem dlaczego to właśnie ona jest jej symbolem. Ukrainka zaczęła odrysowywać rysunek na folię, później przyłożyła do Izy ręki. I zaczęło się… Ja w tym czasie siedziałam sobie po drugiej stronie ławki. I nagle przysiadł się do mnie dziwny typ. Wyglądał trochę na szaleńca. Jeżeli koleś pyta cię, czy się go boisz, to chyba jednak jest coś nie tak. Odeszłam, tak by Iza mnie widziała. On był dziwny! Za chwilę znalazł sobie nową grupkę dziewczyn, które podobnie zareagowały. Nie miał szczęścia w doborze nocnego towarzystwa. Przyszła kolej na mnie – mnie wyraża wilka – i to właśnie jego wybrałam. Miałyśmy oszczędzać, ale co tam, to tylko 100 hrywien.

tylko-lwowie-ac0fbd35f8a306e18aecd592ce2

Po całym dniu byłyśmy nieco głodne, a poszukiwanie budki z jedzeniem w środku nocy w piątek we Lwowie nie jest łatwym zadaniem. Końcówka języka za przewodnika – haloooo, czy jest tutaj coś do zjedzenia o północy? Ups, nie przestawiłyśmy zegarków – było już po 1. Ostatecznie udało nam się znaleźć budkę z tortillą w okolicach pomnika Mickiewicza. Później grzecznie wróciłyśmy do hostelu i poszłyśmy spać.

tylko-lwowie-234de8f8e23dee33406c6640cdc

Nie marnujemy dnia, nie, nie, nie. Pobudka o 8, szybki prysznic i w drogę. Na śniadanie zjadłyśmy naleśnika „na wynos”. Później ruszyłyśmy przed siebie i dotarłyśmy na górę zamkową. Po drodze kupiłam kwas chlebowy. Iza ostrzegała mnie, że go nie wypiję, ale ja musiałam spróbować. Pyszne było tylko kilka pierwszych łyków. Z każdym kolejnym robił się coraz gorszy. Ukraińcy chlubią się z wyśmiewającego stosunku do polityki. I tutaj zamiast jakichś tam obrazków zameczku, można nabyć prawo jazdy Dudy albo American Boy’a. Dodatkowo, w ramach rozrywki można pobawić się maczetą czy postrzelać do kogoś z łuku. Wróćmy jednak do kwasu. W końcu na szczycie znalazłam kosze na śmieci. I tam właśnie on wylądował, a że wcześniej go nie wylałam zdołał mnie jeszcze opryskać, panią obok też. Spojrzała na mnie, tak jakby chciała mnie zabić, ale kto by się tam przejmował takimi drobiazgami w tak pięknym miejscu. I zaczęła się sesyjka zdjęciowa i podziwianie widoków. Lubię być wysoko, wtedy czuję taka wolna, i patrzę na to wszystko z góry. Tak jak i wchodząc na szczyt, tak i schodząc nie podążałyśmy wyznaczonym szlakiem, lecz własnymi ścieżkami. I  znalazłyśmy się na placu z misiami, o którym wcześniej czytałyśmy. Ot tak, nie szukając byłyśmy tam, gdzie chciałyśmy. Dziwne miejsce. Niby miało budzić pozytywne emocje, ale wystrój zewnętrzny bardziej przypominał horror niż bajkę. Tak dużo pluszaków w jednym miejscu. Chciałabym mieć w przyszłości taką starą komodę z lustrem – ma to coś w sobie. Po kilkugodzinnym spacerku chciałyśmy coś zjeść, ale natknęłyśmy się na manufakturę kawy. Naszym obiadem okazała się kawa i ciastko. Nietypowa kawa – bo i mielona na miejscu, i podpalana i w kopalni!

tylko-lwowie-adbcef1da0f62ed1b2abe3705bf

Chwilę odpoczęłyśmy w hostelu. Wstawienie fotki na insta (@mybestietrip), i lecimy dalej na miasto!

Tym razem odkrywałyśmy drugą część miasta. Zaczęło się od pomnika Szewczenko, Opery Lwowskiej, aż po dziwne uliczki. W ukraińskich sklepach sukienki są takie ładne! I kupiłam jedną – w końcu to były moje urodziny, mogłam. Pomińmy fakt, że nie wiem czy kiedykolwiek ją założę, ale w tamtym momencie byłam nią oczarowana. A Iza mówiła, że mi pasuje, więc kupiłam. Ona podarowała sobie w prezencie zacne podróbki okularów przeciwsłonecznych firmy RayBann. Pod warsztatem samochodowym urządziłyśmy sobie sesję zdjęciową. Ściana bardzo ładnie się prezentowała. I w końcu znalazłyśmy miejsce gdzie mogłyśmy zjeść coś ciepłego. Barszcz ukraiński w restauracji, gdzie na ścianach widnieli królowie unii polsko-ukraińskiej. Nie wyszło nam, nie takiego miejsca szukałyśmy, coś bardziej regionalnego, ale po tylu godzinach wszystko było smaczne. Kolejnym punktem był pałac Potockich i uliczka z parasolkami. Wpadłam na genialny pomysł udania się na Cmentarz Łyczakowski – przecież to taka nasza cząstka, cząstka polskości. I być we Lwowie będąc Polakiem, a nie być tam, to przecież grzech! Skorzystałyśmy z genialnej aplikacji MAPS.ME, która doprowadziła nas na miejsce.

W okolicach godziny 22 byłyśmy w hostelu. Padnięte położyłyśmy się na łóżku. I prawdopodobniej tak zakończyłby się nasz dzień… ale w końcu to były moje urodziny, i w końcu byłyśmy we Lwowie! Po raz kolejny odświeżenie się, prysznic. Bo my razem to cały świat możemy podbić!

Wyszłyśmy o północy, a wróciłyśmy o 9, a co działo się w trakcie? Chciałyśmy trafić do knajpy obsługiwanej wyłącznie przez karły, i znalazłyśmy ją chociaż była już zamknięta. W okolicy był bar, niczym się nie wyróżniał, ale było słychać muzykę. Nie było żadnych wolnych stolików. Jedynie kilka miejsc obok dwóch chłopaków. Siedzieli przy dużym stole… jeszcze kelner zaproponował nam, żebyśmy tam usiadły, a oni nie mieli nic przeciwko. Dylemat – co zamówić? Chociaż miałam ochotę na coś mocniejszego, sama nie chciałam pić. Borycka zastanawiała się nad winem. Poprosiła nawet kolegę o przetłumaczenie menu, po czym jednak wybrała piwo. Ja też. I tak czekałyśmy na to piwo… a w międzyczasie przyszła druga część ekipy. Czterech chłopaków i dwie dziewczyny. Wszyscy skupili na nas uwagę, byłyśmy czymś nowym. I tak zaczęła się polsko-ukraińska noc. Przeszliśmy potem do rozlewni nalewek. Był to najsmaczniejszy szot z owocem wiśni jaki kiedykolwiek piłam! Trzecia knajpa. Po pierwsze wejście znajdowało się w przejściu pomiędzy dwoma kamieniczkami i trudno było je odnaleźć. Po drugie, by tam wejść trzeba było wypowiedzieć magiczne hasło „Slava Ukraina” – powitanie członków Ukraińskiej Armii Powstańczej. Trochę anty-polskie klimaty, jakby nie było to z nimi, jako Polacy, walczyliśmy podczas drugiej wojny światowej. Wiecie, pomimo barier językowych z Ukraińcami da się prowadzić swobodną konwersację - po polsko-ukraińsku, bez angielskiego.

To była długa noc! Pomimo później godziny – lwowski rynek żyje! Tutaj ktoś wręczał nam bukiety kwiatów, tutaj ktoś grał na akordeonie, ktoś na gitarze, a ktoś rozmawiał!

Skoro i tak byłyśmy już spóźnione na wcześniejszy transport powrotny, tak jak planowałyśmy, to po co się śpieszyć. Poszłyśmy do knajpki karłów. Za ostatnie hrywny zamówiłyśmy kawę i szarlotkę. Jaka niezwykła łazienka! Siadasz na ubikacji, na wprost ciebie są drzwi. Spokojnie korzystasz z toalety niczego się nie spodziewając, a tu nagle jakiś hałas i krasnal zaczyna się z ciebie śmiać, włącza się filmik…!

tylko-lwowie-cadd90b8fed5c86370387d07764

Zrobiłyśmy jeszcze zakupy pamiątkowe i udałyśmy się na dworzec. Stamtąd marszrutką do granicy. Przejście granicy na nóżkach. Czasami dobrze być w Unii Europejskiej. Jedną z zalet jest osobna kolejka, ta krótsza, tylko dlatego, że masz obywatelstwo polskie. W Medyce czekałyśmy ponad godzinę na autobus do Przemyśla. W ostatnim momencie zakupiłyśmy coś do jedzenia i bilety na pociąg z Przemyśla do Rzeszowa. Zatrzymałyśmy się na rynku, by za chwilę wrócić na dworzec i wskoczyć do pociągu. Nie byle jakiego, bo tego do Krakowa. I zadbałyśmy też o bilet!

 


Galeria zdjęć


Podziel się swoim Erasmusowym doświadczeniem w Lwów!

Jeżeli znasz Lwów, z perspektywy mieszkańca, podróżnika lub studenta z wymiany, podziel się swoją opinią o Lwów! Oceń różne aspekty tego miejsca i podziel się swoim doświadczeniem.

Dodaj doświadczenie →

Komentarze (0 komentarzy)



Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Proszę chwilę poczekać

Biegnij chomiku! Biegnij!