Biały Baranek
Ja wiem – że erasmusy, studia i my dorośli ludzie, i w ogóle, ale musicie mi pozwolić, żebym opowiedziała wam o niesamowitej tradycji czeskich maturzystów.
Bohaterowie ze szkoły średniej
Wyobrażacie sobie, że idziecie sobie spokojnie przez główną ulicę wieczorem – ludzie biegną na tramwaj, dorośli wracają z pracy, młodzież idzie na piwko, mamy ciągną dzieci do parku – i nagle drogę przechodzi ci Batman? Albo Superman? Albo inny z super bohaterów? Widzę to z tramwaju, jadąc na spotkanie z Marcelem. Chcemy poszukać jakiegoś żartobliwego prezentu dla siostry na panieński. Na widok dwóch bohaterów muszę wyciągnąć telefon i strzelić fotkę przez okno. Zastanawiam się, o co tu na litość boską chodzi?
Sprawę wyjaśnia mi Marcel. Z tego co zrozumiałam na tak wygląda zbieranie pieniędzy na maturalny bal w Czechach. Dzieciaki (czy też prawie już dorośli ludzie) przebierają się w stroje i na ulicy zbierają pieniądze na swoją imprezę, itd. Chłopcy w małej miejscowości uzbierali około 9 tys. koron. Jest to całkiem spora kwota jak na małe miasto – zastanawiam się, ile wyciągają w Brnie. Podsumowanie: „ćpanie jest drogie” – rozumiem, że ta impreza jest bardziej wystrzałowa niż nasza tradycyjna studniówka z polonezem w Starogardzie Gdańskim.
Ciekawa tradycja – my poza studniówką nie mamy raczej w Polsce żadnych tradycji związanych z ukończeniem szkoły. Jedno można powiedzieć na pewno, tabun młodych superbohaterów robi wrażenie – mają też z pewnością super moce, w ciągu dziesięciu minut teleportowali się z jednej części starówki do drugiej. Mają chłopaki tempo, ale z pewnością te mięśnie – wyszyte na stroju – nie biorą się z leniuchowania.
Nieudane zakupy
Gdzie kupić zabawny prezent na panieński jeśli nie w sex shopie? Niestety nie poszczęściło nam się. Pierwszy sklep, który powinniśmy znaleźć na Cejlu zniknął z powierzchni ziemi, w drugim strój pielęgniarki był w rozmiarze XXL ,– żartuję – ale nie było nic ciekawego. Serio. Za to muszę zauważyć, że dział BDSM był wyjątkowo rozbudowany. Nawet po zaobserwowaniu, że biedna będzie mieć trzech mężczyzn w domu (syna, męża i psa), pomyśleliśmy, że warto by było jej kupić spory pejcz i obroże dla całej trójki Xd.
Zastrzeliła mnie jednak pracownica sklepu, która w momencie, w którym postawiliśmy stopy w sklepie od razu wykrzyknęła do nas pytanie: „Czy mogę w czymś pomóc?”. Nawet, gdy nie chcesz kupić nic zboczonego dla siebie, to pytanie na samym wejściu jest dosyć paraliżujące, kiedy wchodzisz do sex shopu.
Muszę się przyznać, że nie miałam pojęcia, że istnieje taka ilość i różność zabawek erotycznych. Rozmiary niektórych rzeczy wzbudziły moje przerażenie. Kto tego używa? Nie jestem pewna… to znaczy, pewnie ludzkie ciało, zwłaszcza kobiece jest w pewnych partiach dosyć… rozciągliwe, ale… No po prostu nie sądziłam, że niektóre z tych rzeczy… Nie ważne. Zostawmy temat.
Ale niesamowita jest gama elektronicznych zabawek. Ludzie! Wiecie, że są nie tylko różnego rodzaju wibratory o różnych opcjach i częstotliwości, ale także całe sex – wibro – fotele. Jezus… To jest… przerażające jak bardzo ludzie udoskonalają sztukę… kochania? O ile gumowy MAXI KEN z przyrodzeniem może być odpowiednim partnerem – tak moje drogie, są też dmuchani panowie!
Do tego jest też bogaty wybór świerszczyków i filmów – moje pytanie: kto jeszcze kupuje filmy, kiedy Internety są tak pełne darmowych pornosów???
Koniec końców nic nie kupiliśmy. Mam jeszcze jeden dzień, żeby coś znaleźć. Jutro rano śmigam na zakupy do Vankovky. 20% przeceny dla klientek Orsay na letnią kolekcję. Muszę iść. Kupić coś ładnego. Wcale nie tylko dlatego, żeby podobać się mojemu mężczyźnie. Zwyczajnie nigdy nie inwestowałam w swój wygląd. Może to już pora, żeby zacząć się chociaż troszkę przejmować swoim wyglądem? Poza tym nie mam butów na ślub.
Smacznego Baranka
To bardziej by się kojarzyło z marcepanowymi barankami na Wielkanoc, ale zupełnie nie o to chodzi. Po nieudanych zakupach doszłam do wniosku, że warto by coś przekąsić. Długo błądziliśmy po okolicy, nie mogąc nic znaleźć. Marcel pociągnął mnie na szybkiego Fast fooda, a ja zaczęłam machać rękami, że chcę czekoladowy torcik (ciężkie dni, co za to mogę?). Torciku ostatecznie nie dostałam, ale i tak było super.
Koszula wielkanocna jakoś leży, mimo że rękawki są przykrótkie.
Zirytowany mężczyzna ciągnie mnie szybkim krokiem do indyjskiej knajpy, mając dość mojego niezdecydowania, gdy nagle widzę po drugiej stronie całkiem elegancko wyglądający lokal. To jest to! Ciągnę Marcela przez środek ulicy i kierujemy się do restauracji U BILEHO BERANKA. Znajduje się ona na ulicy Stefanikovej. Poza polednim menu mają także stałe menu. Zaskakująco duży wybór rumu robi dobre wrażenie – oczywiście dobry alkohol jak stwierdza Marcel kosztuje odpowiednie pieniądze, jednak bez przesady. Podają też własne piwo Beranek 12 stopni, całkiem niezłe. I cervene vino, które jest białe, ale o tym pewnie poinformuje was kelnerka – tak jak mnie xD.
Na ścianie w drugiej sali jest rysunek nalewaka, z którego ciekną Baranki xD
Ja nie jestem specjalnie głodna, ale daje się namówić na nakładany hermelin (marynowany ser) z cebulką, papryczkami i chlebkiem, a Marcel bierze sobie bugera. Aż żałuję, że jadłam spory obiad. Na widok takiego burgera każdemu pociekła by ślinka! Fantastycznie wielka kanapka, słusznie napakowana składnikami. Marcel zresztą daje mi spróbować. Wszystko pachnie cudownie przyrządzonym mięsem, a bułka! Jaka dobra bułka! Takiej jeszcze nie jadłam. Ciekawe czy robią je sami? Do tego wszystko jest estetycznie podane. Na deser nie dostanę swojego czekoladowego tortu, ale będzie trhanec.
To coś takiego jak nasz naleśnik, tylko smakuje bardziej… albo jest… No, w każdym razie wygląda i smakuje podobnie do naleśnika. Zostaje tylko podzielony na cztery części i suto osypana cukrem pudrem, słodką śmietaną i wyłożony dżemem. Pyszności!
Lokal jest dosyć zatłoczony, ale miejsc jest dużo i da się łatwo, luźno przejść i zachować prywatność. Ilość ludzi może szkodzić tylko jednemu – tempie obsługi. Musieliśmy zamachać z naszego kącika do kelnerki, żeby nas zauważyła. Obsługa jednak miła. Na deser musieliśmy troszkę poczekać, nawet mimo przypomnienia się. W restauracji o tej porze nie była puszczona żadna muzyka, ale gwar licznych głosów starczy za hałas. Ludzie spotykają się tutaj także na samo piwko, które nie jest specjalnie drogie. Wino za 19 koron to też rzadko kiedy spotykana cena, nawet jeżeli chodzi o tak pospolite wino jak modry portugal, który według mnie zresztą wcale nie jest zły.
Łącznie zapłaciliśmy 410 koron, także cena ok. Polecam. My z pewnością jeszcze zajdziemy na jednego z najlepszych burgerów w mieście. Lokal otwarty do 24:00
Imprezowe grono
Wiecie co? Ten cały mój pierwszy semestr był bardzo dekadencki. Dużo piłam sama na smutki, skupiałam się tylko na sobie, i właściwie nie robiłam nic konstruktywnego jeszcze będąc w żałobie, przytłoczona tym, jak to wszystko idzie nie tak jak powinno.
Teraz wracam po szkole, pracy, treningu z poczuciem, że zrobiłam coś nowego, coś dobrego, jakiś progres. Idziemy z psem na spacer, idę do chłopaków. Mówiłam wam jakie są rozkoszne befory przed imprezą, gdy przychodzę wieczorkiem do Marcela, gdzie już sofa obsadzona jest przez wesołych kolegów. Dostaję piwko, dostaję fajkę. Troszkę się podyskutuje, pożartuje i cała ekipa rusza na Melo.
Dziesięcioosobowa grupa śmiga wesoło podzielona na mniejsze podzespoły przez park na Lużankach. To ten sam park, przez który będziemy wracać z Marcelem o szóstej rano i zrobimy sobie przystanek. Posadzimy tyłki na środku ścieżki, będziemy słuchać jak śpiewają ptaki i trzymać się za głowy, bo już o dziesiątej musimy wstać, żeby pojechać na zakupy.
A dnb w Fledzie jak zawsze epickie. Wstęp 150, to nienajgorzej, ale to już prawdziwe party. Klub pęka w szwach. Poznaję jeszcze kilku znajomych Marcela. Gadam jak najęta. Nigdy w życiu tyle nie mówiłam. Marcel stwierdza, że zawsze tyle gadam. Wcale nie, jestem raczej małomówna. Przynajmniej tak uważam. A tam? Nawijałam jak szalona, o wszystkim, o niczym, z wszystkimi! Znajomymi, obcymi - już wiem, czemu czasami ludzie się mnie boją xD.
Dużym plusem jest fakt, że teraz z każdym razem otwarty jest wewnętrzny dziedziniec - palarnia, dzięki czemu nie trzeba przeciskiwać się do wyjścia z klubu.
Co porabiać?
Dla tych co zostają na początek maja w Brnie, polecam wykorzystać ładną pogodę na wyjście wreszcie na zewnątrz. Jeżeli nie chce wam się kisić w pubach przy tak miłych, ciepłych wieczorach, a nie chcecie opuszczać centrum w poszukiwaniu lasów i jezior mam rozwiązanie dla was. Pod teatrem Janckovym jest słynna podświetlana fontanna, której światła i sposób puszczania wody tworzą różne wzory – tęcze, kształt zamku, itd. Na trawnikach przy teatrze i kamiennych blokach codziennie rozsiadają się tłumy młodzieży, żeby po prostu pogadać, posiedzieć, napić się piwa, czy raczej wina. Straż miejska? Przeganianie ludzi? Nic z tych rzeczy. To jedno z tych miejsc, gdzie tak wielki tłum nie zwraca niczyjego niepokoju i absolutnie nikt nie ma ci za złe, że popijasz winko na trawniku, jeżeli oczywiście nie wszczynasz burd i zachowujesz się spokojnie.
Liczne pary stają sobie na boku, puszczają muzykę z telefonów. Panie przywdziewają niewysokie szpilki i sukienki i ćwiczą salsę. Dobry sposób na trening i spędzanie wolnego czasu? Jak na mnie fantastyczny. Gdybym nie była tak sztywna, a Marcel tak niechętny do tańców towarzyskich może nawet bym chciała z tego skorzystać.
Co do mnie – czasami żałuję, że nie trenuję czegoś co mogłabym ćwiczyć na świeżym powietrzu. Jak tylko będę miała więcej czasu muszę o wiele częściej jeździć na rolkach.
A co na Masaryku?
fotka najpiękniejszego budynku na Cejlu. Nie wiemy czy to muzeum marionetek, czy jakiś niezależny teart, ale Boże... kocham to!
Do 9 maja w systemie powinny się pojawić wszystkie terminy egzaminów. Powoli też nadchodzi czas, aby zacząć przypominać tym nauczycielom, którzy jeszcze tego nie zrobili, żeby otworzyli odevzdavarny (foldery, do których w ISIe można oddawać prace semestralne). Tak bardzo chciałabym już mieć wszystkie terminy, żeby móc oddać jakiś ludzki grafik na maj. Tymczasem dalej nie wiem nic. Semestr trwa niemal do końca maja. Chciałabym już zacząć sobie wszystko planować.
Mam do oddania jeszcze trzy prace. Trzy na redakcji prace są naprawdę niewielkie, ale wymagają pomysłowości. Mam napisać tiraż, copywrite i tekst na tylną okładkę dla wymyślonej przez siebie książki. Żeby to stylowo za czymś wyglądało, wykładowczyni zgodziła się, żebym napisała te prace po polsku. Eksperymentalny film wciąż przetrawiam. Mam do nadrobienia sporo z praktickeho prekladu, no i muszę wybrać lektury na Evropu a svet. Mimo tego, że właściwych egzaminów mam mniej niż w tamtym semestrze to i tak będzie ciężko.
A tak w ogóle to osy i szerszenie zaczynają grasować. Dzisiaj zaatakował nas w autobusie szerszeń. Dlatego proszę, uważajcie na siebie xD
Galeria zdjęć
Chcesz mieć swojego własnego Erasmusowego bloga?
Jeżeli mieszkasz za granicą, jesteś zagorzałym podróżnikiem lub chcesz podzielić się informacjami o swoim mieście, stwórz własnego bloga i podziel się swoimi przygodami!
Chcę stworzyć mojego Erasmusowego bloga! →
Komentarze (0 komentarzy)